Wisienka na torcie – podróż na Zachód
Hłasko pisał w jednym z opowiadań że droga do szczęścia jest często tak długa, że po jego osiągnięciu nie daje ono już nam tego co powinno. Może to porównanie trochę na wyrost, ale mnie trochę tak się to wszystko, co związane jest z moją podróżą za zachodnią granicę skojarzyło.
Podróż przez Niemcy trasą prowadzącą na zachód przypomina trochę jedzenie tortu waniliowego z wiśniami. Jest słodko, smacznie, a największe emocje wzbudza trafienie na owoc, ta chwila na moment nas pobudza jednak po chwili znów wracamy do kremu, co w konsekwencji doprowadza nas do niezbyt przyjemnych odruchów wewnętrznych.
Jedynym ratunkiem jest możliwość podróżowania w dobrym towarzystwie. To szczęście akurat miałem więc podróż była super. Tak przy okazji nie wiem, jak ratują się kierowcy TIRÓW, których jest na trasie setki. Celem podróży było miasteczko Traben Trarbach i kiedy naszym oczom ukazał się znak informujący, że za około 6 kilometrów będziemy na miejscu radośnie odetchnęliśmy. Mówi się, że najwięcej wypadków zdarza się podczas ostatnich kilometrów przed dotarciem do celu, gdyż człowiek odpuszcza sobie czujność. Na szczęście my czujności nie straciliśmy i dzięki temu bezpiecznie pokonaliśmy kilometry niebywale krętej, w dodatku przerażająco pochylej drogi. Dla kogoś bez doświadczenia w takich sytuacjach jest to przeżycie nieocenione.
Zmęczenie, trochę przerażenia, sen i wszelkie negatywne uczucia i odczucia znikają jednak w momencie, kiedy oczom naszym ukaże się pełna panorama miasta. Dla mnie wychowanego na mazowieckich równinach ten widok odebrał trochę oddechu i tak trwał i trwał – wcale mi się nie śpieszyło do powrotu do normalnego rytmu oddychania. Oto najpiękniejsze miejsce na znanym mi do tej pory świecie. Takie były pierwsze wrażenia. Piękne miejsce położone w niebywale malowniczej niecce nad rzeką Mozela. No i góry winorośli co oznaczało, że będzie dobre wino.
Kolejne godziny potwierdziły pierwsze wrażenia. Piękne, czasami bajkowe widoki kameralnych uliczek, pejzaże i ten niebywały brak pośpiechu wśród ludzi. Mieszkańców, między którymi spotkać można bardzo wielu naszych osiedlonych tam rodaków. Właściciel hotelu, stewardessa, były piłkarz, murarze, kelnerzy, nawet Wolny Ptak szukający swego miejsca w świecie.
Wszyscy żyją w tej pięknej niecce ze swoimi troskami i beztroskami od rana do wieczora. Co ciekawe, tam przed 7 rano naprawdę nie ma po co wychodzić. Okolica jeszcze się budzi tulona pięknymi dźwiękami ratuszowego zegara.
Piękne miejsce. Chciałbym tam jeszcze wrócić.
Autor tekstu i zdjęć: Olgierd