Abrakadabra, czary i magia…

Strzeliste wieżyce ponurego zamczyska górowały nad okolicą tworząc niejako kamienną koronę doliny. Ciemna bryła budowli stanowiła kontrast dla kolorowych domków wieśniaków porozrzucanych u jej stóp. Zamczysko tkwiło w tym miejscu od niepamiętnych czasów, skutecznie stawiając opór wichrom, piorunom i nawałnicom, a powikłane koleje losu sprowadzały w jego krużganki coraz to nowych mieszkańców. Nie byli to zwyczajni lokatorzy, ponieważ zamczysko od wieków było siedzibą magów, wróżów, czarodziejów i astrologów. Dawnymi czasy, kiedy zwyczajni ludzie żyli w przyjaźni z magami, zaszczytem dla okolicy było jeśli zamieszkał w niej człowiek obdarzony nadnaturalnymi zdolnościami. Pospólstwo zanosiło wróżbitom i czarodziejom rozliczne dary, by ci przepowiedzieli im przyszłe zdarzenia, odpędzili zarazę czy choćby wyleczyli kurzajki na
palcach. Niebawem na wzgórzu wybudowano zamek dla czarodziei, a dolinę nad którą się wznosił nazwano Doliną Magów.

Przez wieki miejsce to tętniło życiem i przynosiło zyski miejscowym. Karczmy i gospody pękały w szwach, a amatorów czarów przybywało. Nadszedł jednak czas wojny. Zły i potężny czarodziej ze Wschodu, by się wzbogacić zaatakował żyzną i spokojną okolicę. Wielu mieszkańców zamku przyłączyło się do jego armii, ale ostatecznie wojna została wygrana przez tutejszych.

Czarodzieje – zdrajcy szybko opuścili okolicę, a ci którzy zostali nie mogli odzyskać zaufania pospólstwa i powoli również zaczęli odchodzić. Zamek opustoszał. Nikt ze zwyczajnych ludzi nie chciał tam zamieszkać obawiając się klątw i magicznej mgły. Mijały lata, w tym czasie winorośle i inne pnącza otulały jego mury, a nie pielęgnowane przez ogrodników drzewa pokracznie się powyginały i wybujały potęgując atmosferę grozy i tajemniczego mroku.

Pewnego dnia jednak w zamku ktoś zamieszkał…

***

Na czarnych i pokrytych pajęczynami stopniach schodów, które oświetlała jedynie cienka nitka światła księżyca wpadająca przez maleńki wyłom w murze dało się słyszeć ciche kroki.

Pomimo całkowitej niemal ciemności zbliżający się osobnik szedł pewnie i dosyć szybko, z łatwością można było zauważyć, że nie jest tu pierwszy raz i zna tę drogę na pamięć. Drobna, odziana w czarną opończę postać zwinnie wspinała się ku szczytowi wieży. Szczęk klucza w zamku rozdarł ciszę. Grube, okute żelazem drzwi posłusznie otworzyły się pchnięte dłonią przybysza. Po chwili komnata rozbłysnęła światłem. Było w niej tak wiele ksiąg, starodruków i zwojów, że śmiało można było stwierdzić, że to biblioteka. Oprócz ksiąg jednak znajdowały się tam regały z setkami fiolek, słoików, butelek i menzurek z przeróżną zawartością, kociołka postawionego na palenisku buchała zielonkawa para, a przy stole nad wielką księga siedziała młoda, piękna dziewczyna, o oczach jak węgle i włosach podobnych do skrzydeł kruka. Była to Aleksandra z Czarnej Góry, nowa lokatorka zamku, potomkini jednego z czarodziei, którzy mieszkali tu w zamierzchłych czasach.

Aleksandra opuściła swój rodzinny dom by poszukiwać eliksiru, który pozwoliłby jej odzyskać swojego ukochanego. W jednej z ksiąg wyczytała, że tylko w Dolinie Magów znajdzie potrzebne ingredienty. Nie czekając ani chwili spakowała swój podróżny tobołek, na głowę dla niepoznaki zarzuciła czarną opończę i wyruszyła w drogę.

Po kilku miesiącach mozolnej wędrówki dotarła na miejsce, bez obaw wkroczyła w progi zamczyska i zatopiła się w lekturę znajdujących się w ukrytej, znanej tylko magom, komnacie ksiąg. Mieszkańcy doliny szybko zauważyli, że ktoś zamieszkał w złowieszczych murach, ponieważ z kominów nieustannie buchała para.

Początkowo nikt nie śmiał zapukać do wrót ale z czasem wieśniacy na tyle się przyzwyczaili, że udawali się nawet po porady do nowej czarownicy, a ta wróżyła im z kart i z fusów. Pospólstwo nazywało ją małą czarną wiedźmą.

Tymczasem nasza mała wiedźma wertowała kartkę za kartką, zwój za zwojem i eksperymentowała. Mijały dni, tygodnie, miesiące, a wszelkie jej działania kończyły się fiaskiem. Nie mogła jednak się poddać, gra toczyła się przecież o miłość jej życia…

***

Wszystko zaczęło się wiele lat wcześniej. Znudzona nauką i wróżeniem Aleksandra napisała krótki liścik i posłała swojego gołębia pocztowego w nieznane.
– To może być całkiem ciekawe – pomyślała z uśmiechem – jeśli ktoś mi odpisze być może będzie to początek nowej znajomości.
Po dwóch dniach gołąb wrócił, a do łapki miał przymocowany liścik:

Musi być Pani niezwykle ciekawą osobą skoro wysyła listy w nieznane. Biedny gołąbek się zdezorientuje! Andrzej N.

Aleksandra szybko odpisała i wysłała kolejnego gołębia. Mijały dni, a ptaki kursowały w te i z powrotem.

Po pewnym czasie zrobiło im się żal wyeksploatowanych ptaszków i postanowili się spotkać. Miejscem schadzki miała być oficyna księgarska w pobliskim mieście. Aleksandra i tak miała zamiar kupić kolejną książkę do swej kolekcji więc było jej to bardzo na rękę, nikt w jej domu nie domyślał się, że jedzie na spotkanie z mężczyzną.

Oboje byli bardzo podekscytowani tym spotkaniem. Aleksandra ubrała suknię w swoim ulubionym kolorze – czarną, a Andrzej założył odświętną, również czarną zbroję i kazał przygotować do drogi swojego ukochanego konia – czarnego Mustanga. Rumak ten pochodził ze stajni najbardziej znanego w tej części świata hodowcy koni Imć Pana Forda i był wielką miłością Andrzeja.

Spotkanie okazało się strzałem w dziesiątkę. Kiedy Aleksandra zobaczyła przystojnego bruneta o szarych oczach, z zabawną kozią bródką wiedziała, że to ten właściwy. Podobnie Andrzej. Nawet piękno jego mustanga nie liczyło się przy Aleksandrze.
– To kobieta, której szukałem przez całe życie – pomyślał.

Ten sierpniowy dzień rozpoczął w ich życiu zupełnie nowy rozdział. Teraz spotykali się niemal codziennie. Oczywiście robili to po kryjomu, nie wypadało bowiem przebywać pannie sam na sam z mężczyzną. Ona mówiła, że idzie do lasu szukać ziół na eliksiry, co w przypadku córki maga było rzeczą normalną, on wyruszał rzekomo na polowanie.

Każda ich wspólna wyprawa była jedną wielką przygodą. Romantyczne spacery, jazda konna, wycieczki, czasem zdarzyła się nawet jakaś sprzeczka, ale zazwyczaj nie trwało to długo. Pewnego dnia Andrzej zabrał swoją ukochaną na przejażdżkę. Siedzieli oboje w siodle Mustanga i mknęli prędzej od wiatru. W pewnym momencie Andrzej wsunął na palec Aleksandry pierścionek i zapytał:
– Kochanie czy zostaniesz moją żoną?
Aleksandra na moment zaniemówiła z wrażenia i oczywiście przyjęła oświadczyny. Ich radość jednak nie trwała długo. Otóż rodzice młodych kochanków nie byli zadowoleni z takiego obrotu spraw. Ojciec Aleksandry, wielki mag pragnął dla swojej córeczki męża czarodzieja. Ojciec Andrzeja chciał dla swojego syna żony z wysokiego rodu, bogatej i z koneksjami. W wielkiej złości nie chcieli nawet wysłuchać ich racji. Nie było mowy o dyskusjach. Aleksandrę zamknięto w wieży „dopóki nie zmądrzeje”, a Andrzeja wysłano do wojska na drugi koniec kraju.

Rozwiązanie to jednak nie było skuteczne. Już po kilku dniach Aleksandra dzięki podstawom magii, których zdążyła się już nauczyć wydostała się z wieży, Andrzej zdezerterował. Ukryli się w puszczy i postanowili tam zamieszkać i wieść proste życie.

Rodzice nie dali jednak za wygraną. Postanowili połączyć swe siły. Zebrali fundusze i udali się do czarownicy Ewony, która znana była ze swych ogromnych mocy, których chętnie używa w zamian za złoto. Podając jej sakwę poprosili by raz na zawsze zakończyła miłość Aleksandry i Andrzeja.

– Stanie się jak chcecie – wymruczała czarownica i wykrzywiła swą bezzębną szczękę – do zachodu słońca wszystko będzie załatwione.

Nadgorliwi ojcowie nie docenili jednak mocy i złośliwości czarownicy. Jakiż był ich żal, kiedy wyszło na jaw jak okrutne zaklęcie wypowiedziała!

Otóż Ewona sprawiła, że Andrzej zniknął. Rozpłynął się w powietrzu. Nikt, nawet czarownica nie wiedziała gdzie jest. Klątwa była nieodwracalna.

Ojciec Aleksandry chcąc odpokutować swą winę zamknął się w bibliotece i szukał wszelkich możliwych sposobów by zmienić zaistniałą sytuację. Sama Aleksandra siedziała przy oknie nieruchoma jak głaz, w jej oczach zabrakło już łez.

Po kilku tygodniach ojciec przybiegł do Aleksandry i zawołał:
– Córeczko! Jest szansa! – i opowiedział jej o Dolinie Magów.
Dalszą historię już znacie. Aleksandra bezzwłocznie wyruszyła w drogę…

***

Mijał kolejny dzień na zamku. Aleksandra czytała następną księgę i z rozpaczą szukała jakiejkolwiek wzmianki o zaklęciu utraconej miłości. Nagle straciła dech w piersiach. Na marginesie książki sporządzona była odręczna notatka:

ZAKLĘCIE UTRACONEJ MIŁOŚCI

Księżyc w nowiu, noc jest długa,
Na sklepieniu gwiazd sto mruga.
Oto czas jest na zaklęcia,
I magiczne przedsięwzięcia.
Miłość znajdziesz utraconą,
Wyczekaną, upragnioną.
By odwrócić moc złych czarów,
Wrzuć do dwóch mosiężnych garów:
Łuskę smoczą, skrzek ropuchy,
Włos wisielca, cztery muchy,
Kilka kropli spirytusu,
Łyżkę jabłkowego musu,
Cztery garści płatków róż
Mieszaj, gotuj no i już!
Teraz zlej oba wywary,
I już odwrócone czary!
W kulę zajrzyj kryształową,
I odpowiedź masz gotową.

A więc znalazłam, udało się… – wyszeptała Aleksandra – tyle lat nie poszło na marne.

Drżącymi rękoma zaczęła przekładać fiolki i poszukiwać potrzebnych składników. Pracownia była tak dobrze zaopatrzona, że bez trudu znalazła niemal wszystkie składniki. Brakowało jeszcze tylko płatków róż…
– Gdzie ja teraz znajdę róże? – jęknęła.
Zrozpaczona wybiegła z zamku i ruszyła do wsi.
– Może tam ktoś hoduje? – pomyślała.
I nie myliła się. Już po chwili wracała biegiem od ogrodnika z naręczem kwiatów. Serce waliło jej jak szalone.
– Jeszcze tylko parę chwil, jeszcze tylko parę chwil – powtarzała.
Gdy w końcu dotarła do pracowni z szybkością błyskawicy zaczęła realizować recepturę. Kiedy wszystko było już gotowe z przejęciem spojrzała w kulę.

W jej wnętrzu zaczęły kotłować się przeróżne barwy i światła, w końcu ujrzała jego! Tyle na to czekała! W jej oczach pojawiły się łzy szczęścia. Przyglądała się dalej, i po chwili, gdy emocje już nieco opadły zauważyła, że owszem widzi Andrzeja… ale jakiegoś takiego dziwnego…. Twarz ta sama, oczy, uśmiech, bródka… tylko strój nie taki, nigdy czegoś takiego nie widziała. Do tego siedział przy jakimś dziwnej machinie. Niby książce ale bez kartek… uderzał palcami w płyteczki z narysowanymi literami, a one pojawiały się na białej przestrzeni przed nim… – z odrętwienia wyrwał ją spokojny głos wydobywający się z wnętrza kuli:
– Andrzej jest w przyszłości, setki lat przed nami i nic nie pamięta z tego co działo się tutaj. Żyje swoim życiem i ma się dobrze.
– Ale przecież miałam go odzyskać! Wszystko miało być jasne, a tym czasem nic nie rozumiem – wykrzyczała w przestrzeń Aleksandra.
– Bardzo jesteś niecierpliwa mała wiedźmo! Posłuchaj! Nie tak łatwo odwrócić tak silny czar i do końca nigdy się to nie uda.
– Co mam zatem robić?
– Jeśli zdecydujesz się być ze swym ukochanym wnet zapomnisz o tym życiu, o tym zamku i o czarach. Staniesz się inna osobą ale za to Twój ukochany będzie z Tobą. Czy zatem się wyrzekasz przeszłości i dnia dzisiejszego i udasz się w podróż do świata innego? Zastanów się nad tym, bo nie ma odwrotu. Podróż w jedną stronę, w czasu przestrzeni. W Twoim życiu wszystko się zmieni. Decyzja należy do Ciebie.

Aleksandra posmutniała. Nie spodziewała się takiego obrotu spraw. Myślała, że kiedy już znajdzie recepturę coś zagwiżdże, coś zaświeci i pojawi się obok niej Andrzej. Teraz stoi przed dylematem straci wszystko co ma, całą siebie czy odzyskać Andrzeja? Jednak po chwili zrozumiała i podjęła ostateczną decyzję.
– Przecież ja nie ma nic bez niego, więc nic nie tracę. Chcę być z Andrzejem! – powiedziała głośno i wyraźnie.
Nagle zrobiło się ciemno i w około zapanowała bezkresna pustka…

***

I oto siedzi Aleksandra przy swoim komputerze i rozmawia na whatsup-ie z niejakim Adamem. Bardzo miło im się rozmawia i szybko wymieniają się numerami telefonów.

I tak jak setki lat temu pewna zakochana para wysyłała do siebie gołębie, tak oni przez cały weekend esemesują. Żeby było ciekawiej na pierwszą randkę umawiają się pod księgarnią. Cała historia się powtarza, tyle że w XXI-wiecznej scenografii.

Z dawnych umiejętności magicznych Aleksandrze pozostaje wróżenie z kart Tarota i z fusów.

Tyle, że ta historia kończy się inaczej, po niedługich zaręczynach, Aleksandra i Andrzej wzięli ślub i żyją sobie szczęśliwie i beztrosko.

I choć nic nie wiedzą o swojej przedziwnej przeszłości kochają się tak jak wtedy. Ona jest jego ukochaną czarodziejką, mimo tego, że jest pyskata i czasem w złości potrafi nawet czymś rzucić. On jest jej księciem, który zamiast w żabę potrafi zamienić się w zwierzaka z Mapetów i kocha ją nad życie…


Więcej takich prawie “z życia wziętych” opowieści poczytacie pod linkiem: http://siedemmorz.pl/nasze-prace/,
a nawet możecie tam zamówić specjalnie dla Was napisaną opowieść zawierającą fakty z Waszego życia…