Andaluzyjskie klimaty
Plan trwającego zaledwie cztery dni pobytu w Hiszpanii był bardzo napięty. W trakcie tych zaledwie kilkudziesięciu godzin, które było nam dane spędzić w Andaluzji, zaliczyliśmy zwiedzanie kilku najsławniejszych miejscowości tego regionu, tj. Jerez de Frontera, Sewilla i Kadyks. Spędziliśmy też prawie cały dzień na basenie w El Puerto de Santa Maria, gdzie najmłodszy członek naszej rodziny zdążył także zmierzył się ze swoimi rówieśnikami w zawodach pływackich. Skoczyliśmy także do pobliskiego angielskiego Gibraltaru, który jest obecnie przedmiotem sporu terytorialnego pomiędzy Wielką Brytanią i Hiszpanią, a nawet odbyliśmy krótką podróż na kontynent afrykański, o czym szerzej pisaliśmy tu.
Kilka zdań o Gibraltarze. Od samego początku zakładaliśmy, że oddalony o ok. 110 km od Jerez, miejsca naszego zakwaterowania, Gibraltar będzie obowiązkowym punktem w naszym wyjazdowym planie. To brytyjskie terytorium zamorskie na południowym wybrzeżu Półwyspu Iberyjskiego, u wyjścia Morza Śródziemnego na Ocean Atlantycki, zajmuje powierzchnię zaledwie 6,55 km². Charakterystycznym obiektem górującym nad terytorium Gibraltaru jest Rock of Gibraltar – Skała Gibraltarska, na którą wejście (wybraliśmy wędrówkę pieszą, do wyboru turyści mają jeszcze wagoniki lub transport kołowy) zajęło nam większość czasu poświęconego na zwiedzanie tego miejsca.
Przede wszystkim kierowaliśmy się chęcią zobaczenia osławionych małp gibraltarskich. Magoty gibraltarskie, bo właśnie ta niewielka populacja małp żyje na Gibraltarze, to jedyna żyjąca w stanie wolnym populacja małp na kontynencie europejskim. Zwierzęta przyjęły nas dość chłodno i nie za bardzo były zainteresowane kontaktem z nami, ale mimo wszystko były przeurocze.
Na dole w typowym angielskim miasteczku zjedliśmy „fish and chips” i ruszyliśmy szukać pomnika upamiętniającego katastrofę lotniczą w Gibraltarze, w której 4 lipca 1943 roku zginęło 16 osób, w tym Naczelny Wódz Polskich Sił Zbrojnych, generał Władysław Sikorski.
Wracając do samej Hiszpanii. Andaluzja to ojczyzna flamenco i region słynący z produkcji wina sherry. Faktycznie w samym Jerez widzieliśmy kilka wielkich wytwórni produkujących ten rodzaj wina. Bardzo różniły się one od znanych nam kantyn włoskich – tzn. przydomowych, rodzinnych winnic, zlokalizowanych poza granicami miasta, gdzie od kilku pokoleń produkowane jest wino. W Hiszpanii są to wielkie korporacje wyposażone w nowoczesne fabryki i sieć budynków, zajmujących wielkie powierzchnie, niekiedy w samym centrum miasta.
Jako, że nie jesteśmy zwolennikami nalewek i słodkich win początkowo nie pałaliśmy chęcią spróbowania lokalnego wina sherry. Jednak zapoznając się w sklepie z tym asortymentem, ze zdziwieniem spostrzegliśmy, że sherry sprzedawane jest zarówno jako wino czerwone jak i białe. Wiśniowa nalewka w kolorze białym? Niemożliwe! Dlatego postanowiliśmy szerzej zgłębić temat tego hiszpańskiego trunku. Okazało się, że grubo się myliliśmy, bo sherry to nie cherry. Sherry to wino wzmocnione (o zawartości ok. 16-20% alkoholu). Proces jego produkcji przebiega w beczkach otwartych, a „wzmocnienia” dokonuje się przez dolanie brandy. Spróbowaliśmy, faktycznie nie ma nic wspólnego z popularną „wiśniówką”.
Kolejna rzecz, która nas mocno zdziwiła w Hiszpanii, to wszechobecność wolnostojących drzew uginających się od pomarańczy. Dorodne owoce, spadające z drzew, leżące swobodnie na ziemi, często rozjeżdżane przez przejeżdżające pojazdy. Wierząc głęboko, że to wielkie marnotrastwo tego dobrodziejstwa, postanowiliśmy uratować choć kilka z nich, zrywając i zjadając je w ramach drugiego śniadania. Obierały się doskonale, skórka sama schodziła, w środku wyglądały normalnie, soczyście i zachęcająco ale smak budził głębokie rozczarowanie. To nie były pomarańcze jakie znaliśmy, były kwaśne, powodujące grymas przy każdym kęsie. Po krótkim „researchu” w Internetach okazało się, że odmiana ta to pomarańcza gorzka czyli kwaśna, nadająca się do spożycia po obróbce termicznej, wykorzystywana do produkcji dżemów i marmolad. Prawdą jest, że podróże kształcą!
To co pozostanie nam na pewno w pamięci z pobytu w tym kraju, to przekonanie, że Hiszpanie uwielbiają pączki. Donaty w rozmaitych polewach oraz oczywiście hiszpańskie churrosy są serwowane dosłownie wszędzie. Można je kupić w sklepikach zlokalizowanych na głównych ciągach pieszych, a także na dworcach, lotniskach, stacjach metra i innych ruchliwych miejscach. Jest to jedna z najpopularniejszych w tym kraju przekąsek śniadaniowych.
Hiszpańskie miasta w regionie Andaluzji są pełne zabytków, katedr i kościołów. W każdym, które zwiedzaliśmy był także Alkazar czyli warowny, a zarazem reprezentacyjny pałac mauretański o cechach architektury muzułmańskiej, którego pomieszczenia mieszkalne i użytkowe były grupowane wokół dziedzińców z portykami. Najpiękniejszy okaz był w Sewilli, dlatego nie zdziwiło nas, że uchodzi on za najwybitniejsze dzieło architektury mauretańskiej w Hiszpanii. Wyjątkowy klimat, bogactwo historii, gościnność i otwartość na podróżnych to wszystko sprawia, że Hiszpania posiada niesamowity wręcz fascynujący urok. To niewątpliwie jeden z tych krajów w Europie, do którego chce się wracać.
To był dla nas bardzo intensywny ale bardzo przyjemnie spędzony czas, kształcący i wzbogacający o kolejne doświadczenia.